Jest już 18:20, a ja dopiero wstałam po wczorajszej nocy. Umieram na straszliwego kaca, a na łóżku zdycha mi Klaudia. Brakuje nam wody. Od 17:53 do teraz wypiłyśmy już zgrzewkę. Pomimo naszego stanu jest zajebiście! Teraz trzeba się jakoś ogarnąć bo jutro czeka nas wyjazd nad morze z chłopcami, którzy tak bardzo nas kochają, że aż załatwili auto,ale takie zajebise. Bilbord z reklamami, który widać z mojego okna pokazuje piękne 29 stopnie na dworze, a prognoza pogody w pokoju wskazuje, że jutro będzie 29/30 stopni i będziemy zdychać na plaży jak placki.uwielbiam. Klaudia właśnie dobija mi się do lodówki w której mrożą się cztery zimna wódki na jutro. Właśnie słyszę mój przecudowny dzwonek sms'a. To Kacper - 'Kupiłem jeszcze dwie wódeczki, szykuj zamrażare zaraz będę!' - cudownie! Czyli 27 czerwca zaliczam do dnia z pięknym i cudownym panem kacem. Co do wczorajszej nocy to oczywiście należałam do większości, która nachlała swój cudowny ryjek do upadłego.Tańce z nowo poznanym kolegą rozjebały system. Kolejny sms. O! Od Daniela 'Kacper miał wypadek, on pokieraszowany leży w szpitalu, a dwie wódy rozbite na drodze.' - padam. Klaudia dzwoni do Daniela i wypytuje o wszystko. Kacper ma zmiażdżoną lewą nogę, jadą na prześwietlenie i jest nieprzytomny. Jestem cała roztrzęsiona i cholernie się o niego boję. Łzy zbierają mi się w oczach gdy tylko pomyślę, że może go zabraknąć, że już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu,oczu,aparatu na zęby i nie usłyszę jego czułego, troskliwego głosu. Teraz tylko zostaje być przy nim, wspierać go i modlić się o niego, aby wyszedł z tego obronną ręką! Klaudia zrobiła mi śniadanie, łykam ice tea i zaraz lecę do Kacpra. Taksówka będzie za dziesięć minut. Idę ogarnąć pyszczek i do szpitala. Pa.
Dom :
Szpital :